Gdy myślimy o aktorach, piosenkarzach, influencerach, pisarzach czy piłkarzach, zwykle stają nam przed oczami ludzie, których się udało. Topowa gwiazda serialu zarabiająca kilka tysięcy złotych za dzień zdjęciowy na planie. Bloger lub blogerka otrzymujący równoważność dwóch lub trzech średnich krajowych za jeden wpis na blogu. Popularny pisarz, który prowadzi w rankingach najlepiej sprzedających się bestsellerów i potwierdza, że na pisaniu można zarabiać niemałe pieniądze. Piłkarz o statusie Roberta Lewandowskiego zarabiający miliony euro za każdy sezon w klubie. Mogłoby się wydawać, że wybierając wspomniane ścieżki kariery człowiek jest skazany na sukces. Nic bardziej mylnego. Czy zastanawialiście się kiedyś jak wygląda życie nie tego 1 proc. ludzi sukcesu, a pozostałych 99 proc.?
Kilka dni temu pewna aktorka wyraziła swoje oburzenie faktem, że z powodu żałoby narodowej po śmierci byłego premiera Jana Olszewskiego teatry odwołały wiele przedstawień, a tym samym aktorzy stracili swoje zarobki. Od razu zaatakowało ją sporo osób, że śmie być tak nietaktowna i mieć pretensje "z takiego powodu". Może i jej wypowiedź zabrzmiała niefortunnie, ale... Wyobraźcie sobie, że zarabiacie miesięcznie 3000 zł, a tu pewnego miesiąca otrzymujecie na konto tylko... 2000 zł, bo "z powodu żałoby narodowej odesłano was do domu, a nie płacą wam za siedzenie w domu". Ja bym się mocno wkurzyła, z całym szacunkiem do zmarłego premiera. Oczywiście, znajdzie się grupa ludzi, która w tym momencie stwierdzi - "że jeśli tak to wygląda, to niech aktorka idzie pracować na kasie w Biedronce albo w Lidlu". Ręka do góry, kto zna rodziców, którzy najpierw wysyłają tłumnie swoje pociechy do liceum, a potem na studia (nawet gdy dzieci męczą się na nich niemiłosiernie) i są potem dumni z pracy swoich latorośli na sklepowej kasie (oczywiście, żadna praca nie hańbi, a zarabiać na życie jakoś trzeba, więc nie ma w pracy w handlu nic złego)? Osobiście nie znam takich, każdy z nich wymarzył sobie świetlaną przyszłość zawodową dziecka - jeśli już poszła na te studia aktorskie, to liczą, że doczekają dnia jak odbierze Oscara (z niewiadomych powodów w Polsce nagroda amerykańskiej Akademii Filmowej jest synonimem najwyższego sukcesu). A tymczasem jest trudne wiązanie końca z końcem, tak po prostu.
Miałem być nowym Niemenem, gram do kotleta na weselach
Na pewno wielu z was ich spotkało, a może sami jesteście jednymi z nich? Niespełnione gwiazdy rocka, kolejna Madonna, a może geniusz na miarę Mozarta? Ok, z Mozartem przesadziłam, u niego już w wieku 3 lat było wiadomo, że coś jest na rzeczy, ciężko to przebić :) Znam kilka osób, które chciało zrobić wielką muzyczną karierę. I co? Ci najwytrwalsi cały czas grają... np. jako zespół na żywo na weselach, wykonując popularne szlagiery ku uciesze gości państwa młodych. Ci bardziej dumni wydali swoje niszowe płyty i nawet dali kilka koncertów. Spełnione marzenie sponsorowali rodzice lub druga połowa, która w tym czasie utrzymywała dom. W którymś momencie jednak trzeba było dorosnąć i znaleźć sobie "przyzwoitą pracę". I to byłoby na tyle z młodzieńczych marzeń. Dlatego, gdy czytasz o wielkiej diwie, która przed daniem koncertu na stadionie (wszystkie bilety wyprzedane), życzy sobie zobaczyć w garderobie dwa bukiety białych róż, szampana i ulubione chipsy bez tłuszczu, wiedz że masz do czynienia z odpowiednikiem prezesa międzynarodowej korporacji, a nie statystycznym pracownikiem w danym zawodzie.
Bo co to za problem być tym całym influencerem?!
W dzisiejszych czasach ludzie coraz wyraźniej się radykalizują. Widać to nawet w postrzeganiu tak zwanych influencerów. Jedni wiernie śledzą swoich "prawie idoli" i liczą się z ich zdaniem oraz rekomendacjami na temat różnych produktów, inni wyrażają się o pracy tego rodzaju z pełną pogardą, a influencerów mają za półidiotów, który zarabiają na głupotkach - "przecież każdy by tak mógł". Nie każdy, moi drodzy, głupiomądrym polecam założyć własnego bloga, wytrwać w postanowieniu o jego prowadzeniu, zainwestować w niego, stale rozwijać wiedzę o marketingu i social mediach, poszukiwać marek do współpracy, budować relacje z followersami, pijarowcami i marketingowcami itd. Na co dzień w pracy rozmawiam z tzw. ludźmi sukcesu w blogosferze i możecie mi wierzyć - nic im z nieba całkiem za darmo nie spadło. A w dzisiejszych czasach, gdy co drugi nastolatek pragnie zostać youtuberem lub influencerką, handel lajkami kwitnie w najlepsze, o sukces coraz trudniej. Każdy natomiast może założyć darmowego bloga i pisać na nim co żywnie mu się podoba jak ja :)
Być albo nie być jak Remigiusz Mróz
Teraz będzie kilka gorzkich słów od autora. Jeśli przeszło wam przez myśl, że prawdopodobnie sama siebie zaliczam do "ludzi, którym się nie udało", to nie sądźcie, że o mnie był podrozdział wyżej. Absolutnie nie. O mnie będzie ten aktualny. Tak, jestem niedoszłą pisarką. W sumie to wydałam jedną książkę, więc chyba jednak mogę się nią nazwać, ale wiecie, żadnych sukcesów na koncie. "Moje dziecko" patrzy na mnie z książkowej półki i lubię sobie na nie czasem popatrzeć. Mniej chętnie przypominam niedopracowane wydanie (trzeba było zdążyć do targów książki, więc te 20 literówek w powieści to żaden problem, co nie?), zerową promocję i urwany kontakt z wydawcą (podobnie jak ze sporą liczbą innych autorów, wydawnictwo Alegoria, gorąco odradzam). Podstrony z moją powieścią na Lubimyczytac.pl też nie lubię odwiedzać - nie żeby miała po jednej gwiazdce oceny, bo średnia wynosi nieco powyżej 7,00, ale głosów mało, to ciężko stwierdzić cokolwiek. I gdy słucham o sukcesach np. Remigiusza Mroza nie czuję przesadnej zawiści. W sumie to wbrew opiniom niektórych osób o jego grafomańskim stylu, jestem pełna podziwu dla osiągniętego sukcesu komercyjnego. Bo to naprawdę jest coś i nie każdemu się udaje.
Cztery poziomy niżej od Lewandowskiego
Wielu ludzi razi niesprawiedliwość w postaci niewyobrażalnych zarobków topowych piłkarzy. Wiadomo, o kogo chodzi, w naszym kraju przede wszystkim o Lewandowskiego. Jak on śmie zarabiać tyle pieniędzy - krzyczą jedni. Żeby to kopacze zarabiali krocie, a nie lekarze - wtórują drudzy. Cóż, świat jest brutalny, a ludzie zarabiają tyle, ile jest im w stanie ktoś zapłacić. Piłka to wielki biznes. Warto jednak zwrócić uwagę, że Lewandowski to absolutny top, który reprezentuje pewien ideał w swojej dziedzinie. Polski rekordzista w elicie lekarskiej miał zarobić w rok podobno... 1,5 miliona złotych. Całkiem nieźle, prawda? A że szeregowa pielęgniarka czy lekarz-stażysta tuż po studiach zarabiają grosze? Życie. Pięcioligowy piłkarz potrafi jeździć na treningi dziesiątki kilometrów od domu... bo tylko tam go przyjęli do drużyny. Z trudem łączy koniec z końcem, a jak klub ma problemy z płynnością finansową, to kopie w piłkę zupełnie hobbystycznie. Oszałamiająca WAG nie czeka na niego z obiadem w domu - chłopak wciąż szuka szczęścia na profilach randkowych. I jego życie wcale nie jest lepsze od lekarza-rezydenta.
Dlaczego w ogóle chciałam się z wami tymi refleksjami podzielić? Abyście słysząc o zarobkowej elicie w danej dziedzinie nie zapominali, że mówicie o jednostkach, a nie wszystkich przedstawicielach danego zawodu (a to nie jest dla wszystkich oczywiste, naprawdę!). Abyście umieli docenić własną, być może przez was uważaną za nudną, pracę (bo te wymarzone alternatywy większość marzycieli jednak rozczarowują). I abyście, zamiast rzucać się do hejtowania znanych postaci i twierdzić, że "każdy głupi by tak umiał", zrozumieli, że bynajmniej - tylko garstka śmiałków dociera na szczyt Mont Everestu, zdecydowana większość jedynie zadziera głowę, aby spojrzeć hen w górę na zwycięzców.
Komentarze
Prześlij komentarz