Przejdź do głównej zawartości

Złe, ale znajome

Nadeszły święta. Warto między zajadaniem się pysznościami przy rodzinnym stole, znaleźć również czas na chwilę refleksji. Mój dzisiejszy wpis będzie bardzo krótki, ale dotyczący ważnego tematu. "Złe, ale znajome". Jak często wolimy tkwić w czymś, choć wcale nie jesteśmy szczęśliwi? Tkwimy, bo boimy się zmian i tego, że trafimy z deszczu pod rynnę. A nawet jeśli faktycznie trafimy? Nawet wtedy warto walczyć o siebie i dążyć do dalszych zmian! Bo tak się dziwnie składa, że ci którzy odnaleźli swoją drogę w życiu nigdy nie stali w miejscu i nie czekali, aż coś samo się wydarzy. 

Gdy inni mają lepiej, a jednak nie robimy nic by im dorównać

"Moje życie może nie jest najwspanialsze, ale zmiany wymagają wysiłku i odwagi, a przecież nie wiadomo czy mi się to w ogóle opłaci". No pewnie, lepiej siedzieć, narzekać i zazdrościć tym, którzy mają lepiej. Narzekanie, hejtowanie i zawistne spoglądanie na innych jest najłatwiejszą, bierną życiową postawą. Paradoksalnie, osoby, które mają w tej chwili od nas dużo gorzej, po pewnym czasie mogą wyjść na prostą, a nawet zaczną odnosić życiowe sukcesy. Bo życie zmusiło ich do działań, same narzucając zmiany. Czasami taki kopniak od losu może w dłuższej perspektywie czasu mieć zbawienny wpływ. Z początku się oczywiście tego nie dostrzega.

Gdy praca wyniszcza
"Szef to najgorsza świnia, współpracownicy to wrogowie, a płaca tragiczna". Z drugiej strony stałe zatrudnienie, przeciwnik znany, sytuacja trudna, ale oswojona. Tymczasem... można mieć jednocześnie dobrego, wyrozumiałego szefa, fajnych współpracowników i nienajgorsze zarobki. Tak, to prawda, mówię tutaj z własnego doświadczenia. I żeby nie było - wiem jak to jest "robić za głodową stawkę", odczułam na własnej skórze czym są koledzy z pracy, których ulubionym zajęciem jest upokarzanie innych dla rozrywki, albo jak wyniszcza praca z "szefem terrorystą" lub "szefem-panem". Przeżyłam upadek ładnie zapowiadającej się firmy, raz czy dwa przy zmianie pracy trafiłam z deszczu pod rynnę, a także dostałam obuchem w łeb, gdy tuż po wzięciu kredytu hipotecznego, będąc singielką niemogącą liczyć na pomoc partnera, nagle straciłam pracę. Złych momentów jeśli chodzi o karierę zawodową mogłabym wymienić wiele, ale obecne znajduję się na takim etapie, że nie mam powodów do narzekań. Znalezienie się w tym punkcie, na którym jestem teraz, wymagało przejścia długiej drogi (a przecież całe życie to podróż i nie wiadomo gdzie będę za dziesięć lat). Znam jednak ludzi, który od paru dobrych lat są w tym samym punkcie. Stale narzekają jak bardzo nienawidzą swojego miejsca pracy, jak słabo im w każdy poniedziałkowy poranek, jak chętnie by się gdzieś indziej przenieśli, gdyby mieli pewność, że to czy tamto... Obawiam się, że spotkani za pięć, dziesięć lat, jeśli sami nie dostaną jakiegoś kopniaka od losu, dalej będą powtarzać to samo, a przerwy w pracy spędzać na hejtowaniu w sieci ludzi, którzy odnoszą sukcesy zawodowe albo którzy umieli spieniężyć swoje życiowe pasje (bezczelni, jak oni śmieją w ogóle się realizować i zarabiać np. na podróżowaniu czy blogowaniu!).

Gdy miłość boli, a nie uskrzydla
Miało być piękne, ale nie jest. Albo było, ale już dawno się skończyło. "No, ale przecież mąż czy chłopak mnie nie bije albo nie zdradza tak jak (i tu zawsze znajdzie się ktoś kto ma gorzej, uff na szczęście dla nas)". Tak, to prawda, inni mają gorzej. Ale jeśli wyrwą się z matni, to któregoś dnia zaczną wszystko od nowa. A może w którymś momencie nawet osiągną szczęście. I tylko u nas zawsze będzie tak samo. Wieczna obojętność, pretensje, "wolę  nie wiedzieć czy nie ma kogoś innego na boku" i wiele innych. Bylejakość, ale nie samotność. Zostaje tylko gorycz i nadzieja, że te zachwycone partnerami i szczęśliwe koleżanki kiedyś również dosięgnie gorzkie rozczarowanie, a te wesołe znajome singielki będą co noc płakać w poduszkę z powodu samotności". Tymczasem - szczęśliwe koleżanki mogą dalej pozostać szczęśliwe, singielki również. Co więcej, w życiu jednych i drugich mogą zachodzić pozytywne zmiany, dzięki którym powodów do radości będzie tylko przybywać. U nas z kolei zawsze może być tak samo nijako. No, ale przynajmniej swojsko i znajomo i cóż, że źle.

Jasne, są w życiu rzeczy na które nie mamy wpływu, trudności i problemy wobec których pozostaniemy bezsilni. Nie oznacza to jednak, że musimy zawsze godzić się na bylejakość, nie walczyć o siebie, a jedynie zazdrość tym, którym w życiu się coś udało. Sukcesy mogą być w zasięgu naszych rąk, ale... oznaczają walkę, wysiłek i ryzyko. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa, kto nie próbuje, ten nie odkrywa, a ten kto się poddaje i godzi na bylejakość, już zawsze może w niej tkwić. Wybór zawsze należy do nas!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Droga krzyżowa na Śnieżkę, czyli jak kanapowiec ruszył w góry

Dawno mnie tu nie było. Zbyt dawno. A jednak wróciłam, co oznacza, że mój blog mimo wszystko przetrwa, tyle, że nie będzie prowadzony systematycznie (wiem, sama pisałam jakie to ważne). Dziś będzie kilka słów o tym, że człowiek może więcej niż sądzi, ale bardzo często siebie nie docenia. I nie, nie będzie to post w stylu słodkiego motywacyjnego pierdzenia, że chcieć to zawsze móc, i jeśli tylko bardzo czegoś zechcemy, to osiągniemy to jak za dotknięciem magicznej różdżki. Bo tak dobrze to raczej nie ma. Chyba. W drodze Lubię górskie widoki, bo jest w nich coś magicznego. Ale niech jasna cholera trafi tego, kto każe mi się po nich wspinać. Dawno, naprawdę dawno nie wchodziłam o własnych nogach na żaden szczyt (podwózka gondolą na samą górę tak jakby się nie liczy, prawda?) – pomyślałam kilka tygodni temu. Z jednej strony bym trochę chciała, ale z drugiej… chodzenie pod górkę zawsze mnie wykańczało, a moja forma z każdym rokiem gorsza i sadełko na brzuchu większe. Nie ma opcji...

5 sposobów jak... nie zostać odnoszącym sukcesy blogerem

Nie napiszę po raz który zakładam kolejny blog. Trochę ich było. Zawsze nie wypalały. Zanim przejdę do opisu dlatego tak się działo, to może wpierw wyjaśnię dlaczego znów zdecydowałam się spróbować. Ten ostatni raz. A jakby tak rzucić wszystko i zostać... blogerem? Od wielu lat pracuję jako copywriter, przez chwilę dziennikarz, potem znów redaktor i specjalista ds. PR. Pisanie to całe moje życie. Jednak ilekroć przychodziło mi do zakładania kolejnego bloga, coś zawsze szło nie tak. Dziś zrozumiałam, że wciąż trafiałam kulą w płot, jeśli chodzi o tematykę. Najpierw sądziłam, że super pomysłem będzie prowadzenie bloga o książkach - wytrwałam naprawdę krótko. Potem uznałam, że warto zacząć pisać o swoich pasjach, no ale najlepiej po angielsku. Tak... międzynarodowo i do tego dobrze w CV wygląda! Ale to znów nie było to. Następnie stworzyłam blog o recenzowaniu jedzenia w różnych knajpach, a potem blog o Public Relations. Gdy porażka goni porażkę Ciągle nie znajdowałam odpowie...

7 rad, jak nie oszaleć przy wykańczaniu mieszkania

Zanim po raz pierwszy usiądziesz z kubkiem kawy w nowym fotelu i z lubością zachwycisz się pięknem własnego, wykończonego ze smakiem mieszkania, czeka cię naprawdę długa i trudna podróż. Jej kres wart jest zachodu, a wyczerpujący okres w trakcie trwania remontu nie musi być aż tak uciążliwy. Oto 7 rzeczy, które mogą pozwolić przetrwać najgorsze momenty. Zanim zamieszkasz w wymarzonych czterech ścianach Chcę, żeby była jasność. Osobiście nie znoszę wszelkiego rodzaju remontów, a w trakcie wykańczania mieszkania popełniłam mnóstwo błędów, nie wspominając już o tym, ile rzeczy doprowadziło mnie do szewskiej pasji. Najbardziej życzyłabym więc każdemu, aby pewne sytuacje zostały mu oszczędzone. A jeśli okaże się to niemożliwe, to lepiej zawczasu wiedzieć jak sobie ze wszystkim poradzić. 1. Upewnij się, co Cię będzie czekać! Jedni pewnych rzeczy nie chcą wiedzieć, a inni wolą dmuchać na zimne i nie dać się zaskoczyć. W przypadku wykańczania mieszkania, uważam, że lepiej postaw...