Przejdź do głównej zawartości

Jak pogodzić się z przekroczeniem trzydziestki?

Tik tak. Tik tak. Choć goni nas czas, przypominamy sobie o nim dopiero w takich momentach jak ten. Trzydzieste urodziny. Dla wielu z nas osiągnięcie tego wieku wiąże się z utratą czegoś ważnego. Czegoś, co nieodwracalnie tracimy i z czym po prostu musimy się pogodzić. Ów proces niepokojąco przypomina przejście przez 5 etapów żałoby. Jak zatem poradzić sobie z przekroczeniem trzydziestki?


Choć goni nas czas... nie biegnijmy tylko wesoło spacerujmy

To już w piątek. W piątek skończę trzydzieści lat. Boże, nawet plakaty pewnej marki słodyczy, która świętuje trzydziestolecie swojego istnienia, potrafią człowieka nastroić melancholijnie. Samopoczucia nie poprawiają osoby chcące życzyć białych welonów i tupotu małych stópek (i to na gwałt, tik tak, tik tak, bo goni nas czas!) ani te które życzliwie przypominają mi, że nie robię spektakularnej kariery (tik tak, tik tak, kiedy jak nie teraz?) Dobry humor odbierają mi żartownisie wołający na mój widok coś o staruszkach, znajomi podsyłający ciekawe artykuły w stylu "10, 20 lub 30 rzeczy, które każdy powinien zrobić przed 30-stką" (z których może zrealizowałam maksymalnie 3,4), inteligentni inaczej tworzący wpisy o tym "co nie przystoi trzydziestolatkom" (według których powinnam już kupować ubrania do trumny, a tak w ogóle to od dawna przestać żuć gumę, bo to rozrywka dla nastolatków, a nie ludzi w średnim wieku - niemal seniorów - czyli stojących jedną nogą w grobie.) Zamykam się zatem na fałszywie miłych i dowcipnych rozmówców. W spokoju i ciszy przechodzę każdy z etapów żałoby po stracie młodości mierzonej wiekiem rozpoczynającym się cyfrą "1" lub "2" w metryce.

Etap pierwszy - zaprzeczanie, że masz 30 lat
"Mentalnie to ja się czuję góra na dwadzieścia parę". "W naszym wieku rodzice mieli już dom, gromadkę dzieci i byli śmiertelnie poważni. Nie osiągnęliśmy tego, co oni wówczas mieli, ale mamy jeszcze mnóstwo czasu. O, juwenalia się zbliżają, może pójdziemy się pobawić ze studentami? Niech żyje młodość i wolność!" Wchodząc do sklepu z kartkami upominkowymi jawnie omijamy półkę z życzeniami na 30-stkę i od razu podchodzimy do tego z życzeniami na 18-stkę. Dopiero co świętowaliśmy początek dorosłości, nikt nam nie wmówi, że jest inaczej. Chodzą nam po głowie różne pomysły, które gorąco chcielibyśmy zrealizować tylko jakoś tak... szybciej się męczymy, najchętniej położylibyśmy się spać o dwudziestej trzeciej i nie mamy ochotę zarywać nocy na szalonej zabawie w środku tygodnia. To wina pracy i nawału obowiązków, powtarzamy gorączkowo. Przyjdzie lato i z pewnością nabierzemy energii. Jednak głęboko skrywana myśl o przemijaniu przedostaje się w końcu do naszej świadomości i krzyczy: "Przestań się oszukiwać, masz przecież trzydzieści lat!"

Etap drugi - gniew ostatniego sprawiedliwego 30-latka
"Dlaczego akurat ja?" Czy ten zegar oszalał? Dopiero był rok 2007, zaraz po nim 2012, a dziś już... kwiecień 2017." Chodzi coraz szybciej, godzina mija za godziną, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. Tik tak, tik tak, bez przerwy, bez wytchnienia, coraz szybciej. "Nie zrobiłam jeszcze tego i tamtego. Właściwie to jakby się nad tym zastanowić, to w porównaniu z X i Y osiągnęłam bardzo niewiele". "Są na tym świecie gorsi ludzie, którzy zasługują, aby ich to spotkało. O, na przykład te zarozumiałe nastolatki chichoczące nad telefonami komórkowymi i wyśmiewające koleżankę. Poczekajcie, zobaczycie prędzej czy później!". Czasie, dlaczego mnie nie oszczędzasz? Czuję się jakby cały wszechświat już mi nie sprzyjał. Na moje miejsce przychodzą kolejni, młodsi, pełni marzeń i wielkich oczekiwań. A co z moimi? Jednak mój narastający gniew nie robi na wszechświecie absolutnie żadnego wrażenia. A czas dalej sobie, podły, biegnie nieubłaganie. Można mu grozić, korzyć się przed nim, błagać, nalegać. I nic! Jak tu nie dostać szału? Momentami łapiemy się na nienawistnych spojrzeniach, które kierujemy w kierunku "młodych ludzi" w komunikacji miejskiej. W końcu przyłapujemy się na tym, że podświadomie "młodość" to oni, a nie my. I wtedy podejmujemy ostatnią walkę z przeznaczeniem.


Etap 3 - targowanie, czyli "Why, God, why, we had a deal!"
Mija pierwszy gniew i przychodzi moment, że chcemy podejść do tematu racjonalnie. A przynajmniej tak nam się z początku wydaje. "Zacznę się zdrowo odżywać". "Schudnę, będę mieć ciało dwudziestopięciolatki". "Zamiast spędzać czas wolny w gronie zmęczonych życiem trzydziestoletnich rówieśników z ich poważnymi problemami, zacznę obracać się w gronie młodszych osób, które zarażą mnie swoją energią i młodzieńczym entuzjazmem". I bywa, że przez chwilę udaje nam się oszukać przeznaczenie i zapomnieć o tykającym zegarze. Niestety, fakty są niepodważalne. Każdy kalendarz, informacje Facebooka o zbliżających się urodzinach, czy pytanie młodszej znajomej "a ty to właściwie ile masz lat, trzydzieści?" odbierają ostatnie złudzenia. I nawet jedna z najzabawniejszych scen w "Przyjaciołach" przestaje nas rozweselać jak kiedyś. Nagle jesteśmy w stanie zrozumieć grozę bohatera i sami czujemy się jak Joey Tribbiani. Boże, przecież zawarliśmy układ! To inni mieli się starzeć, nie my. Nie tak miało być!



Etap 4 - depresja. Nadzieja umiera ostatnia
W końcu przestajemy zaprzeczać, wściekać się i targować ze światem. Poddajemy się. Tak, to już starość. Inni podążają za marzeniami, odkrywają dalekie lądy, wierzą, że są w stanie zmienić świat... w końcu są młodzi. Nam już nie zależy. Nie zdążymy. Najlepszy czas na to przepadł. Zostają tylko: weekendowe zakupy, praca, spłacanie długów w banku, no i śmierć. Nic nam się nie chce. W sobotę rano stwierdzamy, że nie mamy motywacji, żeby wstać z łóżka. Po co? To wszystko nie ma najmniejszego sensu! Ten etap bez wątpienia jest najgorszy ze wszystkich - boleśnie dociera do nas prawda, że już nigdy nie będziemy mieli naście lub dwadzieścia parę lat. Jednak w przeciwieństwie do prawdziwej choroby, jaką jest depresja, nasze przygnębienie może trwać krótko i jesteśmy w stanie uporać się z nim sami, przechodząc wreszcie do ostatniego etapu żałoby, czyli akceptacji.

Etap 5 - akceptacja. Oswajam się i uczę szukać plusów
Są rzeczy, których zmienić nie sposób (a do takich bez wątpienia można zaliczyć przemijanie). A skoro nie jesteśmy w stanie nic z nimi zrobić, to trzeba je w końcu zaakceptować. Ostatecznie, gdy już oswoimy się z myślą o byciu trzydziestolatkiem, zaczynamy dostrzegać plusy tego okresu w życiu. Ja np. nie znosiłam czasu, gdy miałam naście lat. Buzujące hormony, kryzys tożsamości, wieczne niezadowolenie ze wszystkiego - naprawdę, nigdy, przenigdy nie chciałabym cofnąć się do czasów szkolnych. Kiedy skończyłam dwadzieścia lat, po raz pierwszy poczułam się dobrze ze sobą, ale wciąż bardzo mało o sobie wiedziałam. Gdzieś między poznawaniem siebie, okresem studiów oraz chronicznym brakiem pieniędzy, próbowałam, walczyłam i starałam się odnaleźć swoją drogę. A dziś? Dalej jestem w drodze, ale idę odpowiednią ścieżką, którą wybrałam z rozmysłem (przy czym nie oznacza to, że nie próbuję już niczego nowego). Potrafię powiedzieć "nie", znam swoje dobre i słabe strony, rozwijam się i zbieram owoce wieloletnich analiz własnej osoby. Generalnie to czuje się w porządku i jestem zadowolona, z tego co mam. Dziesięć lat temu o pewnych rzeczach mogłam tylko pomarzyć, a dziś mam je przed sobą. W sumie to... nie jest wcale tak źle. 

Oczywiście przechodzenie etapów żałoby po utracie "dwudziestki" w metryce, jak przy każdym innym zmaganiu się z życiową stratą może nie przebiegać idealnie według powyższego schematu. Poszczególne etapy mogą się mieszać, występować w różnej kolejności, a bywa że któryś z nich nie wystąpi w ogóle. Czasem przejście pięciu etapów może potrwać kilka dni, a czasem kilka miesięcy. W ostatecznym rozrachunku warto pamiętać, że przeszłość to historia, przyszłość - tajemnica, a teraźniejszość stanowi dar losu. Wykorzystujmy go jak najlepiej... i żyjmy pełnią życia! Okrągłe urodziny są chyba tylko po to, aby nam o tym stale przypominać. 

P.S. Mały update - prezenty też trochę poprawiają humor. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Droga krzyżowa na Śnieżkę, czyli jak kanapowiec ruszył w góry

Dawno mnie tu nie było. Zbyt dawno. A jednak wróciłam, co oznacza, że mój blog mimo wszystko przetrwa, tyle, że nie będzie prowadzony systematycznie (wiem, sama pisałam jakie to ważne). Dziś będzie kilka słów o tym, że człowiek może więcej niż sądzi, ale bardzo często siebie nie docenia. I nie, nie będzie to post w stylu słodkiego motywacyjnego pierdzenia, że chcieć to zawsze móc, i jeśli tylko bardzo czegoś zechcemy, to osiągniemy to jak za dotknięciem magicznej różdżki. Bo tak dobrze to raczej nie ma. Chyba. W drodze Lubię górskie widoki, bo jest w nich coś magicznego. Ale niech jasna cholera trafi tego, kto każe mi się po nich wspinać. Dawno, naprawdę dawno nie wchodziłam o własnych nogach na żaden szczyt (podwózka gondolą na samą górę tak jakby się nie liczy, prawda?) – pomyślałam kilka tygodni temu. Z jednej strony bym trochę chciała, ale z drugiej… chodzenie pod górkę zawsze mnie wykańczało, a moja forma z każdym rokiem gorsza i sadełko na brzuchu większe. Nie ma opcji...

5 sposobów jak... nie zostać odnoszącym sukcesy blogerem

Nie napiszę po raz który zakładam kolejny blog. Trochę ich było. Zawsze nie wypalały. Zanim przejdę do opisu dlatego tak się działo, to może wpierw wyjaśnię dlaczego znów zdecydowałam się spróbować. Ten ostatni raz. A jakby tak rzucić wszystko i zostać... blogerem? Od wielu lat pracuję jako copywriter, przez chwilę dziennikarz, potem znów redaktor i specjalista ds. PR. Pisanie to całe moje życie. Jednak ilekroć przychodziło mi do zakładania kolejnego bloga, coś zawsze szło nie tak. Dziś zrozumiałam, że wciąż trafiałam kulą w płot, jeśli chodzi o tematykę. Najpierw sądziłam, że super pomysłem będzie prowadzenie bloga o książkach - wytrwałam naprawdę krótko. Potem uznałam, że warto zacząć pisać o swoich pasjach, no ale najlepiej po angielsku. Tak... międzynarodowo i do tego dobrze w CV wygląda! Ale to znów nie było to. Następnie stworzyłam blog o recenzowaniu jedzenia w różnych knajpach, a potem blog o Public Relations. Gdy porażka goni porażkę Ciągle nie znajdowałam odpowie...

7 rad, jak nie oszaleć przy wykańczaniu mieszkania

Zanim po raz pierwszy usiądziesz z kubkiem kawy w nowym fotelu i z lubością zachwycisz się pięknem własnego, wykończonego ze smakiem mieszkania, czeka cię naprawdę długa i trudna podróż. Jej kres wart jest zachodu, a wyczerpujący okres w trakcie trwania remontu nie musi być aż tak uciążliwy. Oto 7 rzeczy, które mogą pozwolić przetrwać najgorsze momenty. Zanim zamieszkasz w wymarzonych czterech ścianach Chcę, żeby była jasność. Osobiście nie znoszę wszelkiego rodzaju remontów, a w trakcie wykańczania mieszkania popełniłam mnóstwo błędów, nie wspominając już o tym, ile rzeczy doprowadziło mnie do szewskiej pasji. Najbardziej życzyłabym więc każdemu, aby pewne sytuacje zostały mu oszczędzone. A jeśli okaże się to niemożliwe, to lepiej zawczasu wiedzieć jak sobie ze wszystkim poradzić. 1. Upewnij się, co Cię będzie czekać! Jedni pewnych rzeczy nie chcą wiedzieć, a inni wolą dmuchać na zimne i nie dać się zaskoczyć. W przypadku wykańczania mieszkania, uważam, że lepiej postaw...